Wielkie dzięki za tylu obserwatorów i tyle komentarzy, nie spodziewałam się *_*
Chciałabym każdemu podziękować, naprawdę. Wiele razy próbowałam coś pisać, ale mi to przechodziło bo nie miałam dla kogo.
I dzięki wielkie dla dziewczyn z tt, które do mnie pisały, że się podoba :)
Mam prośbę, robi ktoś z Was szablony? Niech napisze w komentarzu swojego tt, albo się zgłosi do mnie na tt. Cokolwiek.
Komentujcie, śmiejcie się, wszystko naraz. Chodź uprzedzam, ten rozdział nie będzie taki wesoły, ponieważ bohaterowie trochę przybliżają swoją przeszłość. Dowiecie się co ich skłoniło do przeprowadzki do Londynu. Już mam w głowie plan co z nimi będzie działo się później i raczej happy endu nie będzie, ale na pewno ich nie uśmiercę. Miłego czytania!
***
__________________________________________________________________
Następnego dnia, wstałam z uśmiechem na twarzy. Moja
miesiączka dobiegła końca, wyjątkowo krótko trwała, byłam lekko zdziwiona.
Przypomniałam sobie, że moja lodówka świeci pustkami, więc szybko zajrzałam do
pobliskiego sklepu, w celu uzupełnienia braków. Kupiłam najpotrzebniejsze
rzeczy, ważne bym nie była głodna. Sprzedawca Niall bacznie mi się przyglądał,
po chwili podał rachunek, a ja z torbami mogłam wracać do domu. Pogoda nawet
dopisała, nie było tak źle jak na Anglię. Dzień zapowiadał się obiecująco.
Za to w pracy już nie było za wesoło. Dziś ludzi było od
groma, podejrzewam, że turyści się zjechali, albo jakaś szkolna wycieczka.
Naczyń do zmywania było cała masa. Mój szef w pewnej chwili podszedł do mnie i
powiedział, że mam stać przy ekspresie do kawy i ją wydawać, ponieważ jakaś
pracownica zachorowała. Jedna kawa, druga, trzecia.
-Znowu na Ciebie trafiam! –rzekł jakiś wesoły głos.
Odwróciłam głowę i zobaczyłam tego blondyna ze sklepu, który
wyjątkowo schludnie się ubrał. Jak na chłopaka rzecz jasna.
-Wybacz, ale nie mam czasu na pogaduszki, jestem w pracy. –odpowiedziałam
i chwyciłam po nową filiżankę.
-Wiem, widzę, poproszę kawę. Targujemy się, tak jak Ty
chciałaś wytargować podpaski?-spytał
-Nie mam czasu na targowanie, albo bierzesz tą kawę, albo
wzywam ochronę.
-Ok, ok, nie bądź taka szorstka, jedna kawa i już mnie nie
ma.
Podałam mu jedną kawę na wynos i odebrałam zapłatę. Chłopak
za to wygodnie się usadowił i się patrzył.
-Czego jeszcze chcesz?-zapytałam lekko sfrustrowana.
-Piję. Nie mogę? –odparł i upił kawałek napoju.
-Specjalnie dałam Tobie kawę na wynos w specjalnym kubku.
Nie zauważyłeś?
-To nie Starbucks. Jakbym chciał to bym sobie tam poszedł i
wypił lepszą kawę. –miałam wrażenie, że specjalnie podkreśla słowo „lepszą”
-Jak nie smakuję to tu nie przychodź. –rzekłam wycierając
bufet.
-To ty nie przychodź do mojego sklepu.
-Nie jest Twój. Jesteś tylko sprzedawcą.
-Tak samo jak to nie jest Twoja knajpa. Jesteś tylko
pracownicą. –odrzekł triumfalnie i zerknął na zegarek. –Muszę iść, robi się
ciemno, a ta okolica nie jest bezpieczna.
-Poczekaj chwilę, pójdę z Tobą, mieszkasz niedaleko mnie…
chyba. A sama też nie chcę wracać.
–powiedziałam zdejmując fartuch.
-Ooo, teraz jestem dla Ciebie kolegą i ochroniarzem?
-Zachowaj się jak mężczyzna, nie chcę wracać sama, jest ciemno.
Po prostu się boję.
-Takiej to by nikt nawet kijem nie szturchnął….-rzekł po
cichu
-CO POWIEDZIAŁEŚ? –wydarłam się
-Nic, tylko, że…
-Sluchaj!- urwałam mu w połowie zdania. –Nie masz pojęcia
jak mnie to zabolało, dosyć się nasłuchałam na temat swojej wagi u mnie w
kraju, w szkole, gdziekolwiek i nie życzę sobie teraz tego od nowa!
-Czyli wyprowadziłaś się tutaj dla zapomnienia wszystkich
niemiłych chwil?-zapytał i otworzył mi drzwi.
-W pewnym sensie. A teraz nieważne. Spadaj. Pojadę sama.
-Ale autobusu już nie kursują.
-No to pójdę. –krzyknęłam w jego stronę.
Gdy tylko skręciłam w zaułek prowadzący do mojego
mieszkania, łzy zaczęły mi lecieć po policzku. Nie chciałam by ktoś oceniał
ludzi po tym, czy jest gruby czy chudy, brzydki, czy piękny. Uważałam, że
nikomu nie jest wesoło słuchać o sobie takie rzeczy. A ten głupek, czego on
oczekiwał? Sam miał krzywe zęby i dziurawe spodnie, a zaczął mnie krytykować.
Wieczorem, gdy spokojnie siedziałam na sofie, rozległ się
dzwonek do drzwi. Lekko uchyliłam i zobaczyłam Nialla, który stał i się
patrzył.
-Czego?
-Chciałem przeprosić. –odparł
-Klękaj.
-Co?
-Klękaj i całuj stopy. Nie jesteś godny podziwiać moich
krągłości. –powiedziałam.
Chłopak dziwnie się na mnie spojrzał, a ja wybuchłam śmiechem.
-Żartowałam głupku. Dobra, nie musisz przepraszać.
Przywykłam.
-Ale chcę. Przepraszam. Wiesz, to głupio zabrzmiało. Sam nie
jestem ideałem i chciałem Ci dopiec. Ewentualnie zapodać jakąś ciętą ripostą,
ale Ty okazałaś się lepsza.
-Mnie nie pokonasz stary. Zaraz, zaraz, skąd wiedziałeś, że
tu mieszkam? –zapytałam podejrzliwie dokładnie ilustrując rysy jego twarzy.
-Śledziłem Cię. Miło mi jestem Horan. Niall Horan.
(wybaczcie, musiałam XDDDDDDD)
-A ja jestem Kristine. No to może usiądziemy i pogadamy?
–zapytałam
-A może Ty się od razu położysz?
-Hahahaha. Nie teraz. Kiedy indziej.
-To zabrzmiało dwuznacznie. Może jesteś przyczajoną Sashą
Grey? –odparł zdziwiony.
-Haha, nie jestem. Ale i tak nie mam co robić. A porozmawiać
lubię. Problem w tym, że nie mam z kim.
I tak przegadaliśmy wieczór. Rozmowa szła płynnie, sama się
zdziwiłam jego postawą, wydawał się być całkiem sympatyczny.
-Opowiedz mi o sobie. –wypaliłam bez namysłu
-No cóż. Przyjechałem z Irlandii w poszukiwaniu jakiejś
pracy, lecz nic nie znalazłem. Jedynie posiadówka w sklepie. Z braku funduszy
zgodziłem się. I tak siedzę tutaj rok. Od dziecka chciałem pójść w kierunku
medycyny, niestety nie miałem wystarczająco pieniędzy, a na rodziców nie miałem
co liczyć. Z moim bratem nie mam kontaktu, więc nie wiem nawet czy założył rodzinę.
Całe szczęście mój szef rozumie moją sytuacje i nawet pomógł mi znaleźć dom.
Nie jest za ciekawie, ale nie narzekam. Zawsze powtarzam, że mogło być
gorzej. Ale lubię także grać na gitarze.
I całkiem nieźle mi to wychodzi.
-Musisz mi kiedyś zagrać coś. –powiedziałam i wyjrzałam
przez okno.
-Naprawdę chciałabyś słuchać tych dyrdymałów? Dobrze, z
wielką przyjemnością. A teraz Ty opowiedz o sobie.
-No cóż. Przyjechałam z Rumunii. W sumie to moja rodzina
jest mieszanką Anglików i Rumunów. Naszym odwiecznym problemem jest ciągły brak
pieniędzy i choroba mojej matki. Moja koleżanka załatwiła mi tutaj pracę, więc
przyjechałam. Specjalnie wybrałam taką knajpkę. Lubię gotować. Nie musiałam
mieć tutaj dużych kwalifikacji. Jest ciężko, to prawda. Każdy grosz odkładam na
moją mamę, chcę jej pomóc. Nie potrzebuję wyjątkowych ubrań, firmowych butów
czy cudownego telefonu. Mam wrażenie, że teraz ludzie tylko na to zwracają
uwagę, a zapominają o najważniejszych rzeczach.
Zapominają co to rodzina. A ja w swojej sytuacji nie mogę zapomnieć, bo
lada dzień może zabraknąć osoby, dzięki której istnieje na tym świecie. Codziennie
boję się, że zadzwoni telefon, a tam informacja o śmierci. Nie po to wyjechałam
by uciec od nich, ale by pomoc. Choć sama zarabiam ledwo na życie, a co tu
mówiąc o odkładaniu pieniędzy dla mamy. Życie jest niesprawiedliwe, zawsze to
powtarzałam, bo ludzie z najlepszymi intencjami i dobrym sercem mają najgorzej,
a Ci dla których liczy się tylko sława, pieniądze i po prostu są bezduszni.
-Wiesz… Gdybym mógł od razu bym Ci pomógł, ale sam ledwie
wiążę koniec z końcem.
-Daj spokój, nie będę Ciebie zadręczać. –powiedziałam i
klepnęłam go w ramię.
Gadaliśmy może tak z godzinę, nie więcej. Niall poszedł do
swojego mieszkania, a ja zjadłam kolację. Wyjątkowo bolały mnie nogi, więc
marzyłam o długiej kąpieli. Przy okazji ogoliłam nogi. Maszynką. Bo boję się
wosku. To tak jakby przykleić sobie taśmę i oderwać, ałł.
Włosy wysuszyłam suszarką i ubrałam moją ulubioną piżamkę w
żabki, zgasiłam światło i przykryłam mięciutką, puchową kołdrą. Zaraz po tym
udałam się w krainę Morfeusza.
_________________________________________________________________
skomentujesz? podoba się? zmienić coś?