czwartek, 22 sierpnia 2013

Rozdział 2

***
Wielkie dzięki za tylu obserwatorów i tyle komentarzy, nie spodziewałam się *_*
Chciałabym każdemu podziękować, naprawdę. Wiele razy próbowałam coś pisać, ale mi to przechodziło bo nie miałam dla kogo.
I dzięki wielkie dla dziewczyn z tt, które do mnie pisały, że się podoba :)
Mam prośbę, robi ktoś z Was szablony? Niech napisze w komentarzu swojego tt, albo się zgłosi do mnie na tt. Cokolwiek.
Komentujcie, śmiejcie się, wszystko naraz. Chodź uprzedzam, ten rozdział nie będzie taki wesoły, ponieważ bohaterowie trochę przybliżają swoją przeszłość. Dowiecie się co ich skłoniło do przeprowadzki do Londynu. Już mam w głowie plan co z nimi będzie działo się później i raczej happy endu nie będzie, ale na pewno ich nie uśmiercę. Miłego czytania!
***
__________________________________________________________________
Następnego dnia, wstałam z uśmiechem na twarzy. Moja miesiączka dobiegła końca, wyjątkowo krótko trwała, byłam lekko zdziwiona. Przypomniałam sobie, że moja lodówka świeci pustkami, więc szybko zajrzałam do pobliskiego sklepu, w celu uzupełnienia braków. Kupiłam najpotrzebniejsze rzeczy, ważne bym nie była głodna. Sprzedawca Niall bacznie mi się przyglądał, po chwili podał rachunek, a ja z torbami mogłam wracać do domu. Pogoda nawet dopisała, nie było tak źle jak na Anglię. Dzień zapowiadał się obiecująco.
Za to w pracy już nie było za wesoło. Dziś ludzi było od groma, podejrzewam, że turyści się zjechali, albo jakaś szkolna wycieczka. Naczyń do zmywania było cała masa. Mój szef w pewnej chwili podszedł do mnie i powiedział, że mam stać przy ekspresie do kawy i ją wydawać, ponieważ jakaś pracownica zachorowała. Jedna kawa, druga, trzecia.
-Znowu na Ciebie trafiam! –rzekł jakiś wesoły głos.
Odwróciłam głowę i zobaczyłam tego blondyna ze sklepu, który wyjątkowo schludnie się ubrał. Jak na chłopaka rzecz jasna.
-Wybacz, ale nie mam czasu na pogaduszki, jestem w pracy. –odpowiedziałam i chwyciłam po nową filiżankę.
-Wiem, widzę, poproszę kawę. Targujemy się, tak jak Ty chciałaś wytargować podpaski?-spytał
-Nie mam czasu na targowanie, albo bierzesz tą kawę, albo wzywam ochronę.
-Ok, ok, nie bądź taka szorstka, jedna kawa i już mnie nie ma.
Podałam mu jedną kawę na wynos i odebrałam zapłatę. Chłopak za to wygodnie się usadowił i się patrzył.
-Czego jeszcze chcesz?-zapytałam lekko sfrustrowana.
-Piję. Nie mogę? –odparł i upił kawałek napoju.
-Specjalnie dałam Tobie kawę na wynos w specjalnym kubku. Nie zauważyłeś?
-To nie Starbucks. Jakbym chciał to bym sobie tam poszedł i wypił lepszą kawę. –miałam wrażenie, że specjalnie podkreśla słowo „lepszą”
-Jak nie smakuję to tu nie przychodź. –rzekłam wycierając bufet.
-To ty nie przychodź do mojego sklepu.
-Nie jest Twój. Jesteś tylko sprzedawcą.
-Tak samo jak to nie jest Twoja knajpa. Jesteś tylko pracownicą. –odrzekł triumfalnie i zerknął na zegarek. –Muszę iść, robi się ciemno, a ta okolica nie jest bezpieczna.
-Poczekaj chwilę, pójdę z Tobą, mieszkasz niedaleko mnie… chyba.  A sama też nie chcę wracać. –powiedziałam zdejmując fartuch.
-Ooo, teraz jestem dla Ciebie kolegą i ochroniarzem?
-Zachowaj się jak mężczyzna, nie chcę wracać sama, jest ciemno. Po prostu się boję.
-Takiej to by nikt nawet kijem nie szturchnął….-rzekł po cichu
-CO POWIEDZIAŁEŚ? –wydarłam się
-Nic, tylko, że…
-Sluchaj!- urwałam mu w połowie zdania. –Nie masz pojęcia jak mnie to zabolało, dosyć się nasłuchałam na temat swojej wagi u mnie w kraju, w szkole, gdziekolwiek i nie życzę sobie teraz tego od nowa!
-Czyli wyprowadziłaś się tutaj dla zapomnienia wszystkich niemiłych chwil?-zapytał i otworzył mi drzwi.
-W pewnym sensie. A teraz nieważne. Spadaj. Pojadę sama.
-Ale autobusu już nie kursują.
-No to pójdę. –krzyknęłam w jego stronę.
Gdy tylko skręciłam w zaułek prowadzący do mojego mieszkania, łzy zaczęły mi lecieć po policzku. Nie chciałam by ktoś oceniał ludzi po tym, czy jest gruby czy chudy, brzydki, czy piękny. Uważałam, że nikomu nie jest wesoło słuchać o sobie takie rzeczy. A ten głupek, czego on oczekiwał? Sam miał krzywe zęby i dziurawe spodnie, a zaczął mnie krytykować.
Wieczorem, gdy spokojnie siedziałam na sofie, rozległ się dzwonek do drzwi. Lekko uchyliłam i zobaczyłam Nialla, który stał i się patrzył.
-Czego?
-Chciałem przeprosić. –odparł
-Klękaj.
-Co?
-Klękaj i całuj stopy. Nie jesteś godny podziwiać moich krągłości. –powiedziałam.
Chłopak dziwnie się na mnie spojrzał, a ja wybuchłam śmiechem.
-Żartowałam głupku. Dobra, nie musisz przepraszać. Przywykłam.
-Ale chcę. Przepraszam. Wiesz, to głupio zabrzmiało. Sam nie jestem ideałem i chciałem Ci dopiec. Ewentualnie zapodać jakąś ciętą ripostą, ale Ty okazałaś się lepsza.
-Mnie nie pokonasz stary. Zaraz, zaraz, skąd wiedziałeś, że tu mieszkam? –zapytałam podejrzliwie dokładnie ilustrując rysy jego twarzy.
-Śledziłem Cię. Miło mi jestem Horan. Niall Horan. 
   (wybaczcie, musiałam XDDDDDDD)
-A ja jestem Kristine. No to może usiądziemy i pogadamy? –zapytałam
-A może Ty się od razu położysz?
-Hahahaha. Nie teraz. Kiedy indziej.
-To zabrzmiało dwuznacznie. Może jesteś przyczajoną Sashą Grey? –odparł zdziwiony.
-Haha, nie jestem. Ale i tak nie mam co robić. A porozmawiać lubię. Problem w tym, że nie mam z kim.
I tak przegadaliśmy wieczór. Rozmowa szła płynnie, sama się zdziwiłam jego postawą, wydawał się być całkiem sympatyczny.
-Opowiedz mi o sobie. –wypaliłam bez namysłu
-No cóż. Przyjechałem z Irlandii w poszukiwaniu jakiejś pracy, lecz nic nie znalazłem. Jedynie posiadówka w sklepie. Z braku funduszy zgodziłem się. I tak siedzę tutaj rok. Od dziecka chciałem pójść w kierunku medycyny, niestety nie miałem wystarczająco pieniędzy, a na rodziców nie miałem co liczyć. Z moim bratem nie mam kontaktu, więc nie wiem nawet czy założył rodzinę. Całe szczęście mój szef rozumie moją sytuacje i nawet pomógł mi znaleźć dom. Nie jest za ciekawie, ale nie narzekam. Zawsze powtarzam, że mogło być gorzej.  Ale lubię także grać na gitarze. I całkiem nieźle mi to wychodzi.
-Musisz mi kiedyś zagrać coś. –powiedziałam i wyjrzałam przez okno.
-Naprawdę chciałabyś słuchać tych dyrdymałów? Dobrze, z wielką przyjemnością. A teraz Ty opowiedz o sobie.
-No cóż. Przyjechałam z Rumunii. W sumie to moja rodzina jest mieszanką Anglików i Rumunów. Naszym odwiecznym problemem jest ciągły brak pieniędzy i choroba mojej matki. Moja koleżanka załatwiła mi tutaj pracę, więc przyjechałam. Specjalnie wybrałam taką knajpkę. Lubię gotować. Nie musiałam mieć tutaj dużych kwalifikacji. Jest ciężko, to prawda. Każdy grosz odkładam na moją mamę, chcę jej pomóc. Nie potrzebuję wyjątkowych ubrań, firmowych butów czy cudownego telefonu. Mam wrażenie, że teraz ludzie tylko na to zwracają uwagę, a zapominają o najważniejszych rzeczach.  Zapominają co to rodzina. A ja w swojej sytuacji nie mogę zapomnieć, bo lada dzień może zabraknąć osoby, dzięki której istnieje na tym świecie. Codziennie boję się, że zadzwoni telefon, a tam informacja o śmierci. Nie po to wyjechałam by uciec od nich, ale by pomoc. Choć sama zarabiam ledwo na życie, a co tu mówiąc o odkładaniu pieniędzy dla mamy. Życie jest niesprawiedliwe, zawsze to powtarzałam, bo ludzie z najlepszymi intencjami i dobrym sercem mają najgorzej, a Ci dla których liczy się tylko sława, pieniądze i po prostu są bezduszni.
-Wiesz… Gdybym mógł od razu bym Ci pomógł, ale sam ledwie wiążę koniec z końcem.
-Daj spokój, nie będę Ciebie zadręczać. –powiedziałam i klepnęłam go w ramię.
Gadaliśmy może tak z godzinę, nie więcej. Niall poszedł do swojego mieszkania, a ja zjadłam kolację. Wyjątkowo bolały mnie nogi, więc marzyłam o długiej kąpieli. Przy okazji ogoliłam nogi. Maszynką. Bo boję się wosku. To tak jakby przykleić sobie taśmę i oderwać, ałł.

Włosy wysuszyłam suszarką i ubrałam moją ulubioną piżamkę w żabki, zgasiłam światło i przykryłam mięciutką, puchową kołdrą. Zaraz po tym udałam się w krainę Morfeusza. 
_________________________________________________________________
skomentujesz? podoba się? zmienić coś?

wtorek, 20 sierpnia 2013

Rozdział 1 (twitlonger+kontynuacja)

***OD AUTORKI***
Nawet nie macie pojęcia jak się cieszę, że jest Was tak dużo. :") A więc już dziś możecie przeczytać dalszą część. Trochę przystopowałam, nie ma tak bluźnierstw, po prostu nie wypada. Ale wciąż nie mam zamiaru rezygnować z okresu i flagi Japonii, of kors :D Chcieliście coś innego to będzie. Jedna dziewczyna prosiła mnie by pojawił się Louis. Pojawi się. A więc będzie Niall i Louis.
Niall jest sprzedawcą w sklepie, a Louis - dowiecie się. W każdym bądź razie nie mają nic wspólnego z postaciami z One Direction, jedynie wygląd.
Dziewczyna ma na imię Kristinie, bo kompletnie nie wiem jakie są imiona w Rumunii, więc wybaczcie.
Nie jest bogata, nie jest wcale atrakcyjną dziewczyną, ma krótkie włosy, nie jest wysoka i jest lekko grubiutka. Tak sobie wyobrażałam moją bohaterkę.
Kolejna sprawa-szablon. Na tt dziewczyna sama się zaoferowała, a więc będzie :)
Aaa i ktoś pytał o obserwowanych. Zjedźcie na sam dół, tam można się dodać do obserwowanych.
Rozdziały będą się pojawiać codziennie, ewentualnie co dwa dni.
Wstawiam tutaj ten kawałek z twitlongera oraz dalszą, nieznaną Wam część. Miłego czytania.
Liczę na komentarze, chcę poznać Waszą opinię. A i poza tym, myślałam, że tylko ja mam tak chorą głowę, a że Wy lubicie czytać takie rzeczy no to hahahahaha. SUPER XD
***
_______________________________________________________________________________
Jestem rodowitą Rumunką i przyjechałam do pracy na zmywaku do Anglii. Nie chciałam pracować dla Milkshake City, ani do Nandos, bo tam było za dużo ludzi. Wybrałam małą knajpkę na rogu, złożyłam CV, gdy nagle dostałam okres. Czułam wodospad w majtkach więc pobiegłam do toalety by tam założyć podpaskę firmy Always, takie niebieskie z różowymi kwiatkami i skrzydełkami i miały powłoczkę. Dodatkowo wyczytałam, że krew zamienia się w żel, ale szczerze mówiąc to miałam to w dupie. Lub inaczej –Na dupie.
Gdy wyszłam z toalety postanowiłam pójść do domu, mojego nowego mieszkanka, starej kamienicy.
Nie miałam balkonu, mieszkałam na parterze i pierwsze co zrobiłam to udałam się do toalety w celu zmienienia podpaski firmy Always z powłoczką miękką jak bawełna. Gdy już przykleiłam podpaskę do majtek, wstałam i podciągnęłam gacie, umyłam ręce mydłem FA. Była godzina dziewiąta więc musiałam zjeść śniadanie i oczywiście była to skromna kanapeczka z margaryną. Nie rozumiem jak można jeść na śniadanie coś takiego jak naleśniki. Może gdybym miała więcej pieniędzy.
Zjadłam i poszłam odpalić mój stary komputer, monitor z dupą z tyłu itp. Zalogowałam się na tt i napisałam, że muszę iść srać. No to poszłam do kibla i znowu powtórka z rozrywki, w między czasie tweetnęłam z telefonu:  „pozdro z kibelka <3”. Miałam króciutkie włosy, niczym Miley Cyrus, nie mogłam z nimi nic zrobić, nawet związać w niedłabego koka. 
Potem zjadłam obiad, kolację, znowu do kibla, znowu coś zjadłam i tak minął pierwszy dzień.
Rano wstałam i poszłam do kibelka zmienić podpaskę, wracam do pokoju, a na prześcieradle flaga Japonii, tak się wkurwiłam, że o mało nie wywaliłam się przez moje buty na rynku, które kupiłam u mnie w Rumunii –halówki.
Zjadłam śniadanie (chleb z margaryną) i udałam się do pracy. Dzień minął spokojnie. Poszłam znowu do kibelka zmienić podpaskę, tym razem na jakieś Belli, które kupiła mi moja mama.
Muszę przyznać, że mnie nie uwierały i spokojnie mogłam kręcić tyłeczkiem przed jakimiś koleszkami, z racji tego, że nie byłam już dziewicą mogłam bez problemowo kusić panów, a potem zaciągnąć ich do toalety. Ich mina, gdy dowiadywali się, ze mam okres-bezcenna.
*Następnego dnia*
Cieszyłam się, że mieszkam w spokojnej okolicy. Stare mieszkanko niezmiernie mi się podobało. Nie musiałam płacić wysokich rachunków.  Jak na moje średnie wykształcenie byłam zadowolona z pracy na zmywaku, a od dziecka ciągnęło mnie do Anglii. Jak tylko dowiedziałam się o wolnym stanowisku tej prestiżowej pracy nie zastanawiałam się, tylko biegiem spakowałam walizki. W Rumunii kompletnie nie potrafiłam się odnaleźć. Niby było tutaj wiele pięknych kobiet, ale ja byłam kompletnym beztalenciem. Malutka i grubiutka, miałam problemy z cerą, ciężko tam pracowałam, więc musiałam zmienić otoczenie.  Anglia była wspaniałym miejscem, ale wkurzała mnie pogoda. Nie miałam ochoty na chodzenie w moich laczkach w deszcz. Była godzina 8.09 więc powoli zaczynałam zwlekać się z łóżka i pobiegłam do łazienki. Twarz masakra. „Tych sińców nie zakryję” –powiedziałam do siebie. Umyłam zęby pastą, zakupioną w Tesco. Czas na podpaskę. Usiadłam wygodnie na tronie wypuszczając mocz. Akurat znowu musiałam upierdolić piżamę. Wyzywałam w duchu cały świat. Po minutowej ciszy zaczęłam grzebać w szafce, gdzie nie było moich podpasek Always. Zdenerwowałam się, musiałam udać się do sklepu, który był kilkanaście metrów dalej od mojego domu. No cóż, urwałam dużo papieru toaletowego i położyłam na majtkach.
„ZA OJCZYZNĘ!” –radośnie krzyknęłam i wybiegłam z domu. Po drodze złapałam moją starą nokię.
Osiedlowy sklepik był niewielki, taki w sam raz. Zabrałam nową paczkę Alwaysów i podeszłam do kasy, gdzie sprzedawał jakiś blondyn, na plakietce pisało Niall.
-Dzień dobry, tylko to? –spytał
-Tak, jak widać. –odpowiedziałam
-Trudne dni?
-A co pan taki ciekawy? Nie widać?
-Znaczy, co…. Ja…. Wie Pani. Ma pani pryszcze i kupuje podpaski, wyczytałem, że jak ma się okres to wyskakują pryszcze. –odparł
-Jakiś ty mądry. Ile płacę, śpieszy mi się. –odpowiedziałam wyjmując portfel
-2 funty. Promocja.
-Do chuja z taką promocją. Chcę za jednego funta. –krzyknęłam
-Ja nie mam czasu się targować. To nie jest rynek.-rzekł i wyrwał mi portfel. Zabrał pieniądze i oddał. Gnojek.
-Tak tylko żartowałam. Dziękuję i do widzenia.. Już zmierzałam w stronę drzwi, gdy nagle usłyszałam za sobą głos: COŚ CI PRZECIEKŁO!
Odwróciłam się. To był ten typek, który nie chciał sprzedać mi podpasek za 1 funt. Wszystkie oczy w sklepie odwróciły się w moją stronę i na moje spodnie. Zakryłam się reklamówką i szybko zaczęłam biec do domu.  
Założyłam podpaskę w łazience, przeczesałam ręką włosy i po paru minutach wyszykowana
ruszyłam do pracy. Pojechałam autobusem, ponieważ nie chciało mi się biec ten kawałek drogi. Czas mijał spokojnie.
Tego dnia miałam dziurę w rajstopach. Zrobiła się, gdy ubierając się, zaczepiłam o nie paznokciem. Do szóstej po południu, kiedy wracałam z pracy, oczko zdążyło już polecieć do samego dołu. Było je widać poniżej rąbka spódnicy i zatrzymało się nad samą cholewką lewego buta. Nie pomagało ani naciąganie spódnicy, ani krzyżowanie nóg, ani zasłanianie oczka torbą. Tego nie można było ukryć w żaden sposób. W zasadzie to wszystko co zapamiętałam z tego dnia. Nie mam pojęcia co jadłam wtedy na śniadanie i jaka była pogoda. Ze zdenerwowania obgryzałam paznokcie, chwile potem przeklinając ten okropny zwyczaj. Miałam przecież nowiusieńki lakier, na którego wydałam fortunę. Dlaczego tak jest, że wszystkie ważniejsze dni naszego życia zaczynają się tak banalnie? Tak jak było w moim przypadku- czekasz na autobus numer 8 i nagle bach! – wydarza się coś, co całkowicie odmieni Twoje życie. Nie masz czasu by przygotować się do tego wydarzenia, nie masz nawet czasu zmienić swoich podartych rajstop. Ale mniejsza o to. W dniu, w którym poznałam Louisa- właściwie chłopaka, który dopiero później mi się przedstawił, jechałam autobusem z pracy do domu. Nieznajomy wsiadł na przystanku w połowie trasy. Brnął przed siebie, kierując się w stronę wolnego miejsca, które miałam przed nosem. Nie był to jakiś szczególnie romantyczny początek znajomości. Pierwsze słowa, jakie od niego usłyszałam to było ciche: ‘Przepraszam!’ bo autobus akurat ruszył, przez co chłopak się zachwiał i nadepnął mi na nogę. Kiedy znów na niego spojrzałam, sadowił się już dokładnie naprzeciwko mnie, jednocześnie zakładając słuchawki na uszy. Nie chciałam by zauważył, że mu się przyglądam, więc odwróciłam się do okna. Tam doskonale mogłam obserwować nasze odbicia. Zaczął majstrować coś przy swoim Ipodzie, więc zaczęłam zgadywać czego słucha. Nosił skórzaną kurtkę, wytarte dżinsy i T-shirt z nazwą jakiegoś rockowego zespołu, którego nazwa obiła się mi o uszy. Brązowe kosmyki włosów spadały mu na czoło, oczy przyjemnie błyszczały niebieskim odcieniem morskiej wody. Nieważne. Nie od razu zauważyłam, że się uśmiechnął ukazując rząd białych, równiusieńkich zębów. Po chwili, ku własnemu przerażeniu zauważyłam, że on uśmiecha się właśnie do mnie. Zapomniałam, że kiedy się obserwuje kogoś w lustrze, to i on może nas w nim obserwować. Zachowałam się jak dziecko, które myśli, że wystarczy zamknąć oczy by zniknąć. To, rzecz jasna, nigdy nie działa. Kiedy wyczułam, że mój limit na szukaniu czegoś bezsensownie w torbie powoli się wyczerpuje i raczej muszę przestać, bo prędzej wyglądałoby to podejrzanie, aniżeli przekonywujące. Doskonale wiedziałam, że jeśli przestanę grzebać w torbie to od razu napotkam jego palący wzrok. A jeśli odwrócę się do okna to napotkam jego wzrok odbity w szybie. Znalazłam się w sytuacji bez wyjścia.
-Zgubiłaś coś? – spytał.
Och, mój Boże, i co teraz?
-Uhm, tak… telefon… chyba… - odpowiedziałam łamiącym się głosem, pełna wstydu za swoje kłamstwo, ponieważ doskonale wiedziałam, że leży obok mnie. Zawsze go tam kładę by w razie jakieś wiadomości móc szybko odebrać. Nałożyłam nogę na nogę by nieznajomy nie mógł zobaczyć mojego telefonu, który skrywał się obok uda. Miałam cholerne wrażenie, że wszystkie oczy patrzą na nas, jakbyśmy byli główną atrakcją w tym całym zakichanym autobusie. Panie Boże, chcę już być w domu i zapomnieć o tej katastrofie.
-Kurczę, wiem jak to jest. Ja też ciągle gubię, albo psuję telefon. – odparł. Miał głos z lekką chrypką, bardzo głęboki. Znowu się uśmiechnął. Co on ma do cholery jasnej z tym uśmiechem?
Musiałam siedzieć wyprostowana i zażenowana jego obecnością. Nagle autobus zatrzymał się i to akurat na moim przystanku. Musiałam przeciskać się gromadę ludzi, cudem wyskoczyłam z autobusu, gdy jakiś starszy pan wcisnął, aby drzwi się uchyliły. Następny przystanek jest 1 km dalej, a zbytnio nie widziałam nic ciekawego w przejściu dodatkowych metrów. Następnym razem postanowiłam usiąść bliżej drzwi. Tak na wszelki wypadek.
-Przepraszam!
Rozległ się jakiś głos z tyłu, dość szorstki, przez co w mojej głowie zaczęły się rysować jakieś czarne scenariusze. Czym prędzej ruszyłam przed siebie i zaczęłam biec. Może ten wariat chce mnie udusić, zakopać, prędzej poćwiartować, oh ZABIĆ? Do domu miałam kilkaset metrów, a sklepy już zamknięte, w dodatku ciemno, musiałam biec. Nie było innego wyjścia.
-Przepraszam!
Usłyszałam znowu. Już miałam zacząć piszczeć, gdy usłyszałam jakieś kroki tuż za mną.
-Stój! Mam Twój telefon!
Stanęłam. Nagle przypomniało mi się, że w pośpiechu zostawiłam telefon leżący obok uda. Moje przerażenie zamieniło się w ulgę bo doskonale zdałam sobie sprawę do kogo należał ten głos.
-Matko, jak Ty pędzisz! Myślałaś, że goni Cię szaleniec z siekierą? – powiedział szczerząc się jak opętany i wręczył i telefon.
-Nie, skąd. – odpowiedziałam, znając życie, dziwnie to zabrzmiało.
-Przez cały czas leżał na fotelu obok Ciebie. – powiedział dumny niczym Shelrock Holmes.
Brawo geniuszu. Właśnie wyszło moje kłamstwo. Poczułam, że znowu się czerwienię.
-Na szczęście zauważyłem go, jak wstałaś, więc czym prędzej pobiegłem za Tobą. Teraz czeka mnie marsz kilka kilometrów bo następny autobus jest za dwie godziny, a w tym czasie to dojdę do domu. Ale wiesz, nie żałuję. Jestem Louis, a Ty?
-Ja… nazywam się… Kristine ale wolę Kris. A więc Kris. – uśmiechnęłam się, ale zapewne mój uśmiech bardziej przypominał wtedy grymas niż uśmiech.
- A więc gdzie się tak spieszysz Kris?
-Nie Twój zasrany interes. – powiedziałam poprawiając na ramieniu pasek od torby, aby dać mu znak, że czeka mnie dalsza droga. Zrozumiał.
-OK. – odparł. Miłego wieczoru. Muszę zadzwonić po taksówkę w takim razie.
-Najwidoczniej musisz. –rzekłam i ruszyłam w stronę kamienicy. Tamten mężczyzna poszedł w przeciwnym kierunku. Całe szczęście. Zupełne przeciwieństwo mnie. Z daleka było widać, że ma pieniądze, których ja nie miałam. Każdy ciuch miał dopasowany do siebie, a ja? Nawet miałam dziurawe rajstopy. A potrzebowałam pieniędzy. Nawet bardzo. Otworzyłam ciężkie drzwi do domu. Torbę rzuciłam na krzesło. W lodówce został tylko jogurt, więc tylko to mogłam zjeść.
„Zero rozrywek tutaj, nawet telewizora” – powiedziałam do siebie. Zrobiłam pranie, a stare rajstopy musiałam zszyć. Czekałam aż skończy mi się ten okres. Nigdy nie potrafię zrozumieć dlaczego Ewa zerwała ten owoc. My kobiety musimy rodzić dzieci, gotować, sprzątać, zajmować się tymi dziećmi, wychowywać je, krwawić co miesiąc, boli nas pierwszy raz. A mężczyzna tylko musi się golić.

W portfelu zostało niewiele, a wypłata dopiero za tydzień. Jutro od rana zrobię zakupy, czas najwyższy. Nawet nie wiem, gdy z tego wszystkiego usnęłam. Miałam dość problemów. Problemów z rodziną, pracą i pieniędzmi.
_________________________________________________________________________________
No to komentujcie. Louis punk??? NIE MYLCIE Z BAD BOYEM, JESZCZE CZEGO. NIE BĘDZIE TUTAJ BADBOYA. 

poniedziałek, 19 sierpnia 2013

No to jedziemy z tym koksem

Parę info na początek.
Chciałabym Wam serdecznie podziękować za przeczytanie tego krótkiego imagina, który napisałam w twitlogerze. Kocham Was.
Z racji, że chcieliście dalszą część, postanowiłam założyć tego o to bloga. Dość dużo z Was chciało bym informowała o tym fanficu, ale nie dam rady, nie spodziewałam się, że tak będziecie chcieli czytać o okresie. :D
Dodajcie się tu do obserwowanych tego bloga i obserwujcie mojego twittera, bo często tam bywam :)
Miał być imagin, wyjdzie fanfic, taki zabawny, z humorem o:

*tadam, tadam, chwila grozy, muzyczka z horroru, bla bla...........................*

HORANIE

mówię Wam, będą jaja, nasza Rumunka będzie mieć odpał :D

kolejna sprawa, dla tych co piszą opowiadania na co dzień. To nie ma na celu Was obrazić czy coś. Dużo ludzi śmiało się, że bohaterka nigdy nie ma okresu, zawsze niedbały koczek, że jest piękna itp. Po prostu zrobię wszystko na opak.

Kolejna sprawa. Zaczynam pisać. Piszę. Jest dobrze. Spodziewajcie się rozdziału niedługo.
Kocham Was ♥